Wywiad rzeka Magdaleny Guziak-Nowak z dr. inż. Antonim Ziębą

Inżynierze, dziękuję

Zamiast złotej tabliczki na drzwiach jego gabinetu wisiała karteczka A6. Na środku kropka jak na końcu zdania i podpis: „Antoni Zięba. Wierny portret w pierwszym dniu od poczęcia”.

Znany działacz pro-life, który przyczynił się do zmiany komunistycznej ustawy aborcyjnej z 1956 r. i wprowadzenia ochrony życia od poczęcia do konstytucji, w lipcu br. świętowałby 70. urodziny. Żona upiekłaby mu „placek z posypką”, czyli ciasto drożdżowe z kruszonką, za którym przepadał. Niestety, po długiej walce z chorobą Inżynier zmarł 3 maja.

Inżynierski umysł dla życia

Antoni Zięba urodził się w Jaworznie, w górniczej rodzinie. Wcześnie stracił rodziców, jego mentorem i wzorem był stryj. Gdy wspominał swoją młodość, głośno śmiał się z komunistycznych banałów Marksa, których jako uczeń musiał uczyć się na pamięć.

Stopień doktora uzyskał na Politechnice Krakowskiej i od 1971 r. był wykładowcą w Instytucie Mechaniki Budowli Wydziału Inżynierii Lądowej. Lubił swoją pracę, a studenci lubili jego. Cieszył się ze znajomości ze sługą Bożym Jerzym Ciesielskim, który na politechnice był jego bezpośrednim przełożonym.

Zięba miał przenikliwy i otwarty umysł, z którym z pewnością szybko doczekałby się habilitacji i profesury, gdyby nie praktyka inżynierska w Wiedniu w 1979 r. W tamtejszym kościele Chrystusa Króla zobaczył w gablocie ogromne czarno-białe zdjęcia ciał dzieci abortowanych w szóstym miesiącu ciąży, leżących w workach na odpady. Po powrocie na uczelnię ktoś podrzucił mu wydaną w drugim obiegu broszurę ks. Tadeusza Dzięgiela, w której podał on rzetelny szacunek skali aborcji w ówczesnej Polsce: 800 tys. rocznie. „To był dla mnie nawet większy wstrząs niż ten wizualny. Jestem człowiekiem praktycznym, inżynierem, a inżynierowie komunikują się za pomocą dwóch rzeczy: rysunku i liczb. Wyciągnąłem więc kalkulator, podzieliłem tę liczbę przez 365 dni w roku i wyszła z tego rzeka krwi: ponad 2 tys. dzieci każdego dnia. Wtedy już wiedziałem, że muszę się zająć tą sprawą” – opowiadał kilka lat temu w wywiadzie dla „Przewodnika”.

Potem była pielgrzymka św. Jana Pawła II do Kalwarii Zebrzydowskiej, podczas której papież zaapelował o modlitwę, mówiąc, że „jest to wezwanie najważniejsze, najistotniejsze orędzie”. A dzień później, 8 czerwca 1979 r., przemawiając w Nowym Targu, Ojciec Święty wypowiedział zdanie, które zmieniło jego inżynierskie życie: „I życzę, i modlę się o to stale, żeby rodzina polska dawała życie, żeby była wierna świętemu prawu życia”.

Nadchodzące wakacje Zięba poświęcił na studiowanie Dziejów Apostolskich. Chciał się dowiedzieć, jak ewangelizowali pierwsi chrześcijanie i czego może się od nich nauczyć. A potem już poszło: najpierw Krucjata Modlitwy w Obronie Dzieci Poczętych, potem World Prayer for Life. Inżynier założył kilkanaście fundacji, stowarzyszeń i tytułów prasowych: od „Źródła” dla starszych po „Olę i Jasia” dla przedszkolaków. Wiedział, że aby zrealizować swoje cele, potrzebuje organizacji z osobowością prawną, a także mediów. Te świeckie do końca życia krytykował za dezinformację w sprawie aborcji i populizm.

Będziesz miłował umysłem

Gdy stworzył narzędzia, działał. Po ignacjańskim namyśle podejmował wydawałoby się szalone decyzje i niczego się nie bał, mimo że wielu osobom nadepnął na odcisk. Dyskutował z biskupami, politykami i feministkami, choć te ostatnie od dawna nie przyjmowały zaproszeń na spotkania z jego udziałem. Oskarżały go o oszołomstwo, a w rzeczywistości bały się konfrontacji. Zięba w punkt zbijał ich argumenty o „prawie do mojej macicy”, powołując się na najnowsze wyniki międzynarodowych badań: od amerykańskich po australijskie. Edukacja seksualna, podziemie aborcyjne, in vitro, naprotechnologia – precyzyjnie rozbrajał manipulacje, z pamięci cytując długie fragmenty naukowych rozpraw – potrafił podać autora, tytuł, wydawnictwo, rok wydania i stronę!

Wielką radością były dla niego spotkania z młodzieżą, która słuchała go z otwartymi ustami. Spotykał się także z klerykami, kapłanami i rodzicami. Tym ostatnim dziękował z ambony za każde dziecko. Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka, którym kierował, wydało miliony edukacyjnych broszur oraz zorganizowało dziesiątki konferencji i setki wystaw. Dzięki Inżynierowi trafiły do druku przepiękne zdjęcia dzieci nienarodzonych. Jego ulubioną fotografią były nóżki dziecka w 11. tygodniu od poczęcia.

Choć Zięba lubił mieć rację, potrafił pogratulować nastolatce, która mogłaby być jego wnuczką, dobrego artykułu. Miał otwarty umysł i kiedy argumenty rozmówcy okazywały się mocniejsze, zmieniał zdanie i przyznawał rację. Irytowała go bezmyślność. Powtarzał, że trzeba miłować nie tylko sercem i duszą, ale również umysłem. Krytykował „prostytucję intelektualną”, czyli postmodernistyczne umiłowanie „własnej prawdy” i odrzucanie obiektywnej, naukowej wiedzy. – Jak to możliwe, że habilitowani i profesorowie nie wiedzą, kiedy zaczyna się życie człowieka? Przecież dzieci w podstawówce się tego uczą! – mówił.

Choć był osobą głęboko wierzącą, w publicznej debacie tylko czasami powoływał się na „argumenty z ambony”. – Prawo do życia jest ponadwyznaniowe – przekonywał.

Większym bólem od oskarżeń feministek o oszołomstwo był dla niego fakt, że pod koniec jego życia pewne środowiska rozpuszczały plotkę, że nie chce zgody w podzielonym środowisku pro-life, co było bezczelnym kłamstwem. Ale Inżynier się nie dziwił – znał „te metody” z poprzedniego systemu. Już kilkadziesiąt lat wcześniej mówił do swojej żony: „Gdyby ci ktoś powiedział, że się spotykam z zakonnicą na kościelnym chórze, to nie wierz!”.

Zięba kochał Kościół i nigdy nie krytykował go publicznie. Także w prywatnych rozmowach o każdym kapłanie Jezusa Chrystusa mówił z wielkim szacunkiem, choć wielu księży nie zostawiało na nim suchej nitki. Nie podobał im się „inżynierski przekaz”: dosadny, konkretny, zdaniem niektórych nachalny. Nie obrażał się, gdy proboszczowie nie chcieli rozprowadzać jego (darmowych) materiałów. Pytał tylko: „A co ksiądz zrobił dla ochrony życia w swojej parafii…?”. To smutne, ale myślę, że w kręgach kościelnych nie lubili go ci, którzy albo nie rozumieli wagi jego misji, albo… zazdrościli mu zasięgu oddziaływania i swego rodzaju popularności.

Mąż, ojciec, dziadek

Inżynier miał więcej obowiązków niż włosów na głowie. Mimo to powtarzał: „Co byłby ze mnie za obrońca życia, gdyby moja rodzina się rozleciała?”. Dlatego obowiązkowym punktem w rocznym harmonogramie był dwutygodniowy wyjazd z żoną do domku na wieś, podczas którego chodził na spacery i do woli odmawiał swoje ulubione litanie. Gdy dzwonił do mnie ze wsi, zawsze mówił szeptem, żeby się Lusieńka nie zorientowała – przecież mieli urlop! A poznali się już w przedszkolu. W jego gabinecie wisi grupowe zdjęcie kilkuletnich maluchów.

Ostatnie miesiące swojego życia Inżynier poświęcił na opiekę nad swoim chorym i najmłodszym wnuczkiem. Dopóki mógł, czuwał przy nim w szpitalu, zmieniając rodziców Jasia.

„Idę do Dawcy życia”

Powtarzał, że nie urodziłby ani jednego dziecka, bo jak każdy mężczyzna panicznie bał się bólu. Szczególnie często wspominał o tym wtedy, kiedy lekarze wykryli nowotworowe przerzuty do kości. Rak rozpanoszył się w każdej, nawet najmniejszej kosteczce – od czubka głowy do palców stóp. Być może współczesna medycyna powie, że Zięba wyparł ból ze swojej świadomości, ale rodzina i bliscy wiedzą, że to łaska, którą wymodlił za wstawiennictwem św. Jana Pawła II. Profesorowie spoglądali to na wyniki badań, to na uśmiechniętego Inżyniera, i mówili ze zdziwieniem: „To niemożliwe, że pana nie boli!”. A on się śmiał w głos. – Córko, jestem w doskonałej formie! – mówił do mnie. – Apetyt mam, dobrze śpię, nic mnie nie boli. Łaska Boża!

Jednak rak nie odpuszczał i zaatakował płuca. Ostatnie dni życia Inżynier spędził w krakowskim Hospicjum św. Łazarza, podłączony do aparatu tlenowego. Tam odwiedzili go m.in. kard. Stanisław Dziwisz oraz abp Marek Jędraszewski. Kapłana sprawującego Eucharystię Zięba całował po rękach – tak wielkim skarbem była dla niego Msza św.

Do końca był aktywny zawodowo: konsultował bieżącą działalność Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, którego był prezesem, dowiadywał się, co słychać w założonych przez niego czasopismach, interesował się sytuacją pro-life w Polsce. Nie bał się śmierci. – Ja, obrońca życia, mam się bać spotkaniem z Dawcą życia?! – żartował. Martwił się tylko o swoją ukochaną żonę.

Inżynier Antoni Zięba zmarł 3 maja w święto NMP Królowej Polski. Widzę go, gdy z wielkim różańcem chodzi po krakowskich Plantach i słyszę, jak powtarza, że naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości. Wierzę, że data jego śmierci nie jest przypadkowa.

Odszedł wielki człowiek. Jeden Pan Bóg wie, ile ludzkich istnień uratował. Pozostała po nim pustka, którą trudno będzie zapełnić. Święta pustka.

Osobiście

Jestem jedną z setek osób, które miały zaszczyt go poznać i z nim pracować. Spotkania z nim zawsze poprawiały mi humor – inżynier był niepoprawnym optymistą. Mając do siebie duży dystans, lubił powtarzać, że „Idziemy od sukcesu do sukcesu”. Twierdził, że nie zna się na pieniądzach ani na zarządzaniu. Niejednokrotnie rozpoczynał nowe przedsięwzięcia bez grosza przy duszy, ufny, że na dobre dzieła Pan Bóg da. Wszystko notował w malutkim kalendarzyku, w którym „miał porządek”. Czego nie można powiedzieć o jego zabałaganionym biurku – wielki stół na dziesięć osób, a czasem trudno było znaleźć wolny skrawek. Wszędzie leżały wycinki prasowe, artykuły medyczne i długopisy, które co chwilę gubił. Gdy rok temu miałam zaszczyt przemawiać z Inżynierem na tej samej konferencji, wspólnie słuchaliśmy wykładu cenionego przez niego ks. prof. Edwarda Stańka. Mówiąc o modlitwie, grzmiał do mikrofonu, że to wstyd zaprosić Pana Boga do nieposprzątanego mieszkania. – Ksiądz profesor jak zwykle w świetnej formie – szeptał mi Inżynier na ucho. – Tylko z tym bałaganem nie do końca się zgadzam – żartował.

Był szefem, który rozumiał, że dla matki trójki dzieci najważniejsza jest nie praca, lecz rodzina. Wiele razy pokazywał mi „noszący ślady użycia” fragment z Księgi Mądrości: „Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką”.

Był też mentorem, który zawsze miał szerszą perspektywę. I był jak dziadek Antoni, z którym można było swobodnie porozmawiać i pożartować na małżeńskie tematy. – Żebyście się nigdy o dywan nie kłócili – mówił do mnie i do męża. – Krótko po ślubie urządzaliśmy z Lusieńką salon i przez tydzień spieraliśmy się, jaki kupić dywan. Co za głupota!

Inżynierze, dziękuję.

 

Magdalena Guziak-Nowak

Nauczył mnie zachwytu nad życiem

Uczestnicy Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenie Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka 7 maja 2018 r. postanowili wybrać na funkcję prezesa zarządu Stowarzyszenia Wojciecha Ziębę. Wojciech Zięba został wybrany na funkcję prezesa zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka jednogłośnie.

Z Wojciechem Ziębą, synem dr. inż. Antoniego Zięby, o Ojcu oraz przyszłej działalności Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, rozmawia Kamila Gałuszka

Jednogłośną decyzją walnego zgromadzenia członków PSOŻC wybrano Pana prezesem na miejsce Pana Ojca. Jego wolą było, by to Pan objął to stanowisko. Jak Ojciec przygotowywał Pana do tej funkcji?

Przede wszystkim przykładem. Tym, co robił na co dzień, jak walczył o obronę życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. On tym żył. Był w tym autentyczny, wręcz można go nazwać pasjonatem obrony życia. Zamieniał idee w rzeczywistość. A były to dobre idee. Atmosferę w naszym domu wypełniały sprawy pro-life’u. Ojciec o tym czytał, analizował – i dzięki temu wiele rozumiał. Czasami śmiałem się, że nie można z Nim o niczym innym porozmawiać. Oczywiście, to przesada, ale jak podejmował na ten temat, to trudno było Mu przerwać.

W takim domu nie można było pozostać obojętnym na sprawy obrony życia. Ojciec zachwycał się początkiem życia, jego rozwojem przed narodzeniem. Pamiętam, byłem wtedy małym chłopcem, jak pokazywał nam zdjęcia dzieci nienarodzonych, ściągnięte z Zachodu. Były kolorowe i fascynujące. Uczył nas widzieć piękno człowieka przed narodzeniem. „To nie jest jakaś galaretka czy fasolka – mówił – tylko człowiek, który ma ręce i nogi”. Sam potrafił zachwycić się dłonią dziecka w 12. tygodniu życia. Nie operował negatywnym przekazem, nie epatował drastycznym obrazem. Podkreślał piękno człowieka rozwijającego się, potem narodzonego, a w końcu piękno człowieka w podeszłym wieku.

Jednym z pierwszych moich wspomnień z dzieciństwa jest wspólna modlitwa z siostrą. Klęczeliśmy razem co wieczór i Tata, który właśnie nie chciał nas wprowadzać w drastyczną tematykę aborcji, wymyślił nam prostą dziecięcą modlitwę: „Żeby nikt dzidziusiom nie robił krzywdy”. Pamiętam też, kiedy miałem około ośmiu lat, a Ojciec przywiózł używaną kserokopiarkę ze Szwecji czy Finlandii. Była bardzo głośna, ale mało efektywna. Wiele czasu spędziłem przy tej maszynie, robiąc odbitki zdjęć nienarodzonych dzieci. Później Ojciec po nocach naklejał te kopie na słupy uliczne lub wysyłał je pocztą. Kiedyś tyle godzin wdychałem toner, że w pewnym momencie osunąłem się na ziemię.

Przejdźmy do dorosłego życia. Kiedy zaczęła się ścisła współpraca w obronie życia dwóch świadomych osób: ojca i syna?

To był rok 1999, gdy powstało PSOŻC. Ojciec stwierdził wtedy, że czas tzw. partyzantki w obronie życia się skończył. Widział, że potrzebna jest organizacja, która w sposób formalny wystąpi w obronie życia i będzie silnym głosem w Polsce. Wtedy dołączyłem do Niego. To były moje pierwsze kroki ku poważnej obronie życia. Wszystkie wcześniejsze momenty były piękne, ale miały aspekt przygotowań i nauki. Wtedy zaczęła się poważna praca. Od samego początku współtworzyliśmy razem Stowarzyszenie. Było z nami kilkanaście osób. Ściśle współpracowaliśmy, słuchaliśmy się nawzajem, a przede wszystkim ja się od Niego uczyłem. Głównie miłości do życia i nieustępliwości. Tego, że są sprawy, którym warto się poświęcać i w które warto się angażować.

Były też momenty, kiedy to i my mogliśmy coś dać Ojcu. Gdy nadszedł czas rozwoju, Internetu, naszym rodzinnym prezentem na Jego imieniny była strona internetowa Stowarzyszenia. My jako młodsi ludzie, bardziej zorientowani w nowoczesnych technologiach, powiedzieliśmy Ojcu: trzeba zacząć robić pro-life w Internecie.

Nasza współpraca przez wiele lat układała się w dosyć przejrzysty sposób. Ukończyłem studia menedżerskie i częściej niż Ojciec patrzyłem na naszą działalność przez pryzmat Excela, tabelek, kosztorysów. On był czasami szaleńcem Bożym w obronie życia: gnał do przodu, nie patrząc na to, skąd weźmie środki. Gnał, bo miał przed sobą ważny cel. Moją zaś rolą było zapewnienie mu finansowania. Trzeba pamiętać, że PSOŻC zaangażowało bezpośrednio kilkadziesiąt osób i ktoś musiał dbać, by te osoby miały działające komputery i papier do drukarek.

Pana życie potoczyło się swoim torem. Pana osobiste do świadczenia sprawiły, że pojawiły się nowe pola działalności.

Tak. Pod wpływem osobistych przeżyć założyłem Polską Fundację dla Afryki, która prężnie działa od kilku lat i pomaga potrzebującym. Ojciec od początku popierał ten pomysł. Pamiętam, jak przyszedłem do Niego po raz pierwszy, by przedstawić ideę Fundacji. Nie wiedziałem, jak zareaguje. A zareagował entuzjastycznie. Od razu sięgnął do portfela i jako pierwszy złożył darowiznę. Powiedział: „Synu, rób to, to jest dobra robota”.

Trudne rodzinne doświadczenia też wiele zmieniły w mojej pracy na rzecz PSOŻC. Mam trójkę dzieci, z których dwoje jest chorych i wymaga pomocy, rehabilitacji oraz wielu zabiegów medycznych. Dużo czasu spędziliśmy w szpitalach. Obserwowałem, w jakich warunkach matki muszą zmagać się z chorobą swoich dzieci. Często bez pieniędzy, w fatalnych warunkach lokalowych, bez wsparcia organizacyjnego, a nierzadko nawet bez pomocy ojców dzieci. Nakłoniłem wtedy Ojca do założenia Funduszu Dziecka Chorego. Jego celem jest wsparcie rodzin, które zmagają się z niepełnosprawnością. Ten fundusz, działający od kilku lat w ramach Stowarzyszenia, wspomaga konkretną kwotą kilku tysięcy złotych rodziny wychowujące chore dziecko. Był to moment, w którym zrozumiałem, że poza techniczną i menedżerską rolą mam też w Stowarzyszeniu inne zadania.

Czy opieka nad niepełnosprawnymi będzie Pana priorytetem jako prezesa PSOŻC?

Na pewno w pełni się utożsamiam z tym, co mówił Ojciec – że najważniejsza jest edukacja. Uważam, że musimy przede wszystkim ukazywać piękno życia. Uczyć, że każde życie jest wielką wartością i warto go bronić. Za wszelką cenę. Tę linię Stowarzyszenia na pewno zachowam. Oprócz dotychczasowej działalności, którą w pełni popieram, chcę rozbudować element pomocy osobom niepełnosprawnym. Jak to widzę? Często kobietom nawet nie tak bardzo są potrzebne pieniądze (które są ogromnie ważne), jak pomoc innego rodzaju. Widziałem w szpitalach, jak bardzo trzeba im kilku godzin, w czasie których przy chorym dziecku zastąpi je wolontariusz – żeby mogły wyjść ze szpitala, coś zjeść, umyć się, przebrać i odpocząć. Myślę, że taką właśnie pomoc należy zaoferować heroicznym matkom, które decydują się na urodzenie chorych dzieci.

Nie będzie tu przesadą, gdy powiem, że Ojciec dał mi błogosławieństwo dla takiego właśnie rozwoju Stowarzyszenia. Widziałem dziesiątki razy, jak spędzał noce w kolejnych szpitalach, a były to setki godzin, opiekując się moimi dziećmi, a swoimi wnukami. Ojciec miał swoją skalę oceny nocnego dyżuru w szpitalu – od 1 do 6 punktów. Jak to oceniał? Ocenę dobrą, czyli 4, dawał nawet wtedy, gdy dziecko budziło się kilkanaście razy, gdy trzeba je było kilka godzin w ciągu nocy nosić na rękach. Po takiej nocy szedł do pracy i bez słowa narzekania zapisywał się na kolejny dyżur.

Gdyby było więcej ludzi takich jak On – i nie mam tu na myśli tylko wielkiego społecznika, ale po prostu człowieka poświęcającego swój czas na opiekę nad dziećmi w szpitalu – to świat byłby piękniejszy. Jestem przekonany, że bardzo wielu ludzi jest gotowych włączyć się w pomoc chorym dzieciom, a moją rolą jest ich zorganizować. Widzę jasno, że te szpitalne wspomnienia to również część testamentu mojego Ojca.

 

List kondolencyjny nadesłany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej dr Andrzeja Dudę

Uczestnicy
uroczystości pogrzebowych
śp. Antoniego Zięby
w Krakowie

Wielce Szanowna Rodzino!
Szanowni Państwo!

Z wielkim żalem żegnam dzisiaj śp. doktora inżyniera Antoniego Ziębę. Łączę się w bólu i modlitewnym skupieniu z Jego bliskimi i przyjaciółmi. Serdeczne kondolencje kieruję również do tysięcy działaczy ruchu na rzecz obrony życia w kraju i na świecie – których Zmarły od dziesięcioleci inspirował, motywował oraz umacniał w przekonaniu, że to, czemu się poświęcają, ma głęboki sens nie tylko w wymiarze etycznym i religijnym, ale też w kontekście wartości, które budują naszą cywilizację.

Śp. Antoni Zięba, specjalista w dziedzinie inżynierii lądowej, uczony i nauczyciel akademicki, spełniał się też w roli publicysty, dziennikarza, redaktora kilku czasopism i rozgłośni katolickich. Talent organizatorski i umiejętność budowania więzi międzyludzkich czyniły z niego wspaniałego społecznika. Jako wiceprezes Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy troszczył się o kształcenie i wychowanie kolejnych generacji ludzi mediów, którzy w swojej pracy na równi z regułami profesjonalizmu kierują się wskazaniami Dekalogu. Przede wszystkim jednak Zmarły zapisał się w naszej pamięci jako jeden z liderów ruchu pro-life w Polsce. Wokół tej sprawy starał się mobilizować autorytety naukowe, ośrodki opiniotwórcze oraz najszersze kręgi społeczeństwa. Był współzałożycielem, jeszcze w roku 1980, Krucjaty Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci. Przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka i wiceprezesa Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. To również dzięki Jego energii i determinacji powstała inicjatywa Światowej Krucjaty Modlitwy w intencji obrony życia człowieka – World Prayer for Life.

Świątynia, w której odprawiona zostanie msza święta pogrzebowa w intencji śp. Antoniego Zięby, nosi wezwanie Matki Bożej Zwycięskiej. To krzepiący znak nadziei. Studiując historię XX i XXI wieku, przyszłe pokolenia będą czytać o zdumiewających i przerażających aktach pogardy dla fundamentalnej wartości, jaką jest życie człowieka. Ale też z podziwem będą chłonąć wiedzę o najaktywniejszych obrońcach tej wartości. O ludziach takich, jak śp. doktor Antoni Zięba — wielkodusznych, prawych, odważnych i wytrwałych.

Cześć Jego pamięci!

Rodzinę, wszystkich bliskich, przyjaciół i współpracowników śp. Antoniego Zięby proszę o przyjęcie z serca płynących wyrazów współczucia.

Z wyrazami szacunku

Andrzej Duda
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej

Warszawa, 8 maja 2018 roku

 

 

Pożegnaliśmy naszego Prezesa śp. dr. inż. Antoniego Ziębę

„Bronił tego życia, czyniąc to przez modlitwę, przez osobiste złączenie się z Chrystusem, który dawał mu siły. Miał zawsze siłę i przekonanie, że będąc świadkiem życia i obrońcą życia drugiego człowieka, staje się szczególnym świadkiem Ewangelii życia” – mówił abp Marek Jędraszewski w kościele Matki Bożej Zwycięskiej w Borku Fałęckim w Krakowie.

Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył metropolita krakowski abp. Marek Jędraszewski. Obecni byli bp. Jan Wątroba, bp. Marek Mendyk, bp. Jan Szkodoń, kapłani, przedstawiciele środowisk pro-life, przedstawiciele władz samorządowych i państwowych, a także przedstawiciele Politechniki Krakowskiej, gdzie pracował naukowo śp. dr inż. Antoni Zięba.

Obecnych było wiele pocztów sztandarowych, w tym Regionu Małopolskiego NSZZ „Solidarność”, Zakonu Rycerzy Kolumba, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej.

Wartę przy trumnie pełnili członkowie Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie, Zakonu Rycerzy Kolumba i Zakonu Rycerzy Jana Pawła II.

Abp Jędraszewski podczas homilii podkreślił, że śp. Antoni Zięba był zjednoczony z Chrystusem, który jest Życiem: „I bronił tego życia (…) przez modlitwę, przez osobiste złączenie się z Chrystusem, który dawał mu siły nawet wtedy, gdy za św. Pawłem mógł powtórzyć: doświadczam utrapień, ucisku, prześladowań, niebezpieczeństw. Miał zawsze siłę i przekonanie, że on, będąc świadkiem życia, Chrystusa, który jest Życiem i będąc obrońcą życia drugiego człowieka, staje się szczególnym świadkiem Ewangelii Życia.”

Arcybiskup mówił także, że odszedł od nas człowiek wielkiego entuzjazmu i głębokiej wiary, ale zarazem człowiek prawdziwej pokory, gotowy nieść pomoc innym: „Jest dla nas wzorem jednoznaczności, nieugiętości w tym co dla każdego człowieka musi być najważniejsze – oddawanie życia dla braci, za braci, na wzór Chrystusa, który nas wszystkich do końca umiłował.”

Arcybiskup zaznaczył, że odchodzenie z tego świata śp. inż. Zięby było pełne nadziei: „Szedł na spotkanie z Bogiem pełen nadziei, wiary i radości, tak niezwykłej, że stała się ona nie tylko dla dzielących razem z nim ten sam pokój w Hospicjum św. Łazarza, ale także dla personelu i dla innych ludzi, znakiem głębokiej wiary w to, że po dobrym życiu Chrystus przyjmie go do swego królestwa”

Na zakończenie homilii Metropolita Krakowski zachęcił do modlitwy, by wpatrywanie się w przykład śp. inż. Antoniego Zięby wydało w naszym życiu owoc stokrotny.

Po Mszy Świętej został odczytany list prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Andrzeja Dudy, w którym napisał: „…następne pokolenia będą studiować historię XX i XXI i dowiadywać o zdumiewających i przerażających aktach pogardy dla wartości jaką jest życie człowieka, ale będą także chłonąć wiedzę o najaktywniejszych obrońcach tej wartości, takich, jak śp. dr Antoni Zięba.”

Wojciech Zięba syn zmarłego, podziękował wszystkim za obecność i za modlitwę, którą jego ojciec był otaczany w ostatnich tygodniach życia. Powiedział, że jego ojciec maił dobrą śmierć: „Umierał bez bólu, świadomie, w gronie najbliższych, pełen radości na spotkanie z Chrystusem i perspektywą wieczności. Dzisiaj żegnamy wielkiego człowieka. Tak, mój ojciec był człowiekiem wielkim. Patriota, katolik, społecznik, dobroczyńca wielu, wielu ludzi, a przede wszystkim obrońca życia. Obrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci była dla niego najważniejszą sprawą, była jego pasją, była jego życiem.”

Wojciech Zięba zadeklarował także, że pokieruje Polskim Stowarzyszeniem Obrońców Życia Człowieka – organizacją, którą założył jego ojciec.

„Tato, dałeś mi piękny przykład życia i umierania. Dziękuję Ci za to, stojąc nad Twoją trumną i mam nadzieję, że kiedyś raz jeszcze będę mógł ci podziękować, stojąc twarzą w twarz”.

Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie,
a światłość wiekuista niechaj mu świeci.
Niech odpoczywa w pokoju wiecznym

Amen.

Fot.: Joanna Banasik

 

List kondolencyjny JE ks. abp. Stanisława Gądeckiego w imieniu Konferencji Episkopatu Polski

Ekscelencjo,
Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie Metropolito Krakowski,
Droga Rodzino,
Drodzy krewni i przyjaciele Zmarłego!

Ze smutkiem, ale i w duchu chrześcijańskiej nadziei przyjąłem informację o śmierci ś.p. Pana Inżyniera Antoniego Zięby – prezesa Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, prezesa Stowarzyszenia Nasza Przyszłość oraz wiceprezesa Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia, uhonorowanego wieloma odznaczeniami państwowymi i kościelnymi, w tym papieskim medalem Pro Ecclesia et Pontifice.

W imieniu Konferencji Episkopatu Polski składam wyrazy współczucia rodzinie, bliskim, przyjaciołom i tym wszystkim, których dotknęło jego odejście.

Kościół w Polsce wyraża dziś wdzięczność wobec Boga za życie ś.p. Antoniego, które było nieustannym poszukiwaniem i wypełnianiem woli Bożej. Realizowało się to między innymi poprzez obronę życia najsłabszych, czyli dzieci poczętych, a jeszcze nienarodzonych, poprzez promowanie kultury życia oraz promowanie szacunku wobec człowieka w każdej fazie jego rozwoju.

Ś.p. Zmarły był głosem tych, którzy nie potrafią jeszcze mówić; sumieniem tych, których sumienia przestały być strażnikami każdego życia ludzkiego; był świadkiem Ewangelii życia wobec tych, którzy – bardziej niż światło i życie – umiłowali ciemność i śmierć. Tylko Bóg sam wie ile trudu, ile poświęcenia, ile miłości włożył w realizację tej misji. Tylko Bóg sam wie ile przeciwności, ile nieprzespanych nocy, ile upokorzeń kosztowała go wierność ewangelicznemu przesłaniu.

To wszystko sprawia, że o ś.p. Antonim Ziębie możemy powiedzieć jako o jednym z najwybitniejszych obrońców życia osób nienarodzonych i promotorów kultury życia w powojennej historii Kościoła w Polsce.

Ufamy, że ten, który jest Początkiem i Końcem, Alfą i Omegą, Panem życia i Życiem samym przyjął ś.p. Antoniego do swojej chwały.

W smutku i w modlitwie,

 

+ Stanisław Gądecki
Arcybiskup Metropolita Poznański
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski
Wiceprzewodniczący Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE)

PB KEP

Msza św. pogrzebowa śp. dr. inż. Antoniego Zięby (TV Trwam)

Kondolencje ks. kard. Stanisława Dziwisza po śmierci dr. Antoniego Zięby

„Dr Inż. Antoni Zięba odszedł do Pana, któremu służył w sposób wyjątkowy. Służył ludziom, zwłaszcza tym, którzy najbardziej byli pozbawiani prawa do życia. Odszedł człowiek wielkiej zasługi w obronie życia nienarodzonych. Odszedł człowiek, który głosił piękno życia rodzinnego i małżeństwa na zasadach Ewangelicznych.

Z modlitwą i głęboką żałobą żegnamy Go wdzięczni Bogu za wielkie dobro, które stało się udziałem w życiu dr. Zięby. Dziedzictwo, które zostawił będzie owocowało teraz i w przyszłości.

Żegnamy Go z bólem i z modlitwą w łączności z Jego Rodziną.

+ Stanisław Kardynał Dziwisz”

ks. kard. Stanisław Dziwisz i dr inż. Antoni Zięba

 

Kondolencje ks. abp. Jędraszewskiego po śmierci dr. Antoniego Zięby

Trudno przecenić zasługi Pana Inżyniera – był i będzie wzorem dla wielu, którzy nie chcą zgodzić się na cywilizację śmierci i pod prąd współczesnemu światu mówią życiu: Tak! – napisał metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski w kondolencjach po śmierci dr. Antoniego Zięby.

Kondolencje Arcybiskupa Marka Jędraszewskiego:

„Z ogromnym smutkiem przyjąłem wiadomość o śmierci Pana Dr. Inż. Antoniego Zięby. Wyrażam jednocześnie moją wdzięczność za dar jego życia, przepełnionego chrześcijańską miłością. Pan pozwolił mu zakończyć ziemską pielgrzymkę w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, której był oddany i Jej opiece powierzał dzieło obrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci.

Trudno przecenić zasługi Pana Inżyniera – był i będzie wzorem dla wielu, którzy nie chcą zgodzić się na cywilizację śmierci i pod prąd współczesnemu światu mówią życiu: Tak!

Niepodważalnym autorytetem dla śp. Pana Inżyniera był św. Jan Paweł II. Słowa Ojca Świętego o tym, jak pięknym, niezwykłym i niepowtarzalnym darem Boga jest życie, nie tylko cytował, lecz żył nimi na co dzień.

Niech Miłosierny Bóg wynagrodzi w niebie niezliczone zasługi, jakie Pan Inżynier pełnił na ziemi dla Jego chwały i w obronie Dzieła Stworzenia.

Rodzinę śp. Pana Inżyniera otaczam modlitwą i z serca błogosławię.

+ Marek Jędraszewski

Arcybiskup Metropolita Krakowski”

dr inż. Antoni Zięba i abp. Marek Jędraszewski

 

Wspomnienie ks. kard. Stanisława Dziwisza o śp. dr. inż. Antonim Ziębie

Dr inż. Antoni Zięba całe swoje życie, zdolności i energię oddał sprawie największej: obronie najmniejszych i najsłabszych, a także trosce o rodzinę. Niestrudzenie upominając się o prawa tych, którzy sami głosu nie mają, budził sumienia ludzkie i mobilizował do stawania zawsze po stronie człowieka. Był stanowczy i bezkompromisowy, słusznie przeświadczony, że tam, gdzie chodzi o życie, nie ma miejsca na ustępstwa. Z wielką siłą i przekonaniem stawał zawsze w obronie nienarodzonych. Z odwagą głosił prawdę o nienaruszalnej godności i wartości życia ludzkiego. Dla tej prawdy gotów był na wielkie poświęcenia. W świecie, który odmawia maleńkiemu człowiekowi prawa do istnienia, był głosicielem Ewangelii życia, jej niezłomnym apostołem i świadkiem.

Śp. Antoni Zięba rozumiał, że obrona życia wspiera się na dwóch fundamentach: edukacji i modlitwie. Całą działalność publicystyczną w środkach przekazu skoncentrował na wysiłkach przemiany świadomości społecznej. Wiele jest jeszcze do zrobienia w tej kwestii, ale dziś wiemy, że jego dzieło promocji wartości ludzkiego życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci przyniosło owoce.

Drugim filarem, na którym wsparł swoją misję Pan Inżynier, była modlitwa. Sam zawierzył swoje zaangażowanie Chrystusowi i Jego Najświętszej Matce. Był pomysłodawcą krucjat modlitewnych w obronie życia nienarodzonych. Do dziś te dzieła modlitewne skupiają rzesze ludzi, którzy szturmują niebo w tej intencji. Jestem przekonany, że dzięki ogromnej sile tej modlitwy wiele istnień ludzkich zostało ocalonych.

Wielką troską śp. Antoniego Zięby była rodzina. Bliskie mu były słowa św. Jana Pawła II, które stały się jego przesłaniem: „I życzę i modlę się o to stale, ażeby rodzina polska dawała życie, ażeby była wierna świętemu prawu życia”. Jako dobry mąż, ojciec i dziadek świadczył o tym, że rodzina budowana na fundamencie wartości ewangelicznych jest bezpiecznym i szczęśliwym środowiskiem miłości, promieniującym nadzieją na najbliższe otoczenie. Jednocześnie nie był ślepy na czyhające na rodzinę zagrożenia. Przeciwnie – z wielką przenikliwością potrafił je opisać i wskazać, że wobec przemian cywilizacyjnych i prądów kulturowych, które kwestionują bezwzględną wartość życia, tylko wiara i przywiązanie do Ewangelii są gwarantem trwałości rodziny.

Dawał świadectwo zaufania Bożej Opatrzności do ostatnich chwil. Mimo ciężkiej choroby nie ustawał w pracy na rzecz człowieka, aktywnie włączał się w projekty służące życiu i dopóki starczyło mu sił, zabierał głos w debacie publicznej, toczącej się zwłaszcza wokół postulatów prawnej ochrony życia dzieci chorych. Mimo cierpienia ostatnich dni, nie tracił optymizmu. Budował swoje otoczenie radością i entuzjazmem, w sposób bohaterski znosząc krzyż choroby i bolesnego odchodzenia.

Jest twórcą środowiska, które, wierzę w to głęboko, godnie podejmie jego dzieło. Miał wielki talent – potrafił jednoczyć ludzi dobrej woli wokół misji ochrony życia i wychował kilka pokoleń młodzieży. Od wielu młodych słyszę dziś, że odszedł ich mistrz, mentor i przyjaciel. Wierzę, że z zapałem podejmą jego testament i będą kontynuowali drogę Pana Antoniego.

Podczas jednego z ostatnich publicznych wystąpień śp. Antoni Zięba wyznał: „Mam nadzieję na wieczność z Chrystusem”. Dziś i my tę nadzieję wyrażamy, wierząc, że po trudach pięknej wędrówki na ziemi Pan Inżynier spotkał w niebie umiłowanego św. Jana Pawła II i wraz z nim dzieli radość oglądania twarzą w twarz Boga, który jest Dawcą życia.

+ Stanisław Kardynał Dziwisz

 

Źródło: diecezja.pl
Foto.: JB