„Nie spotkałam większego cierpienia na tym świecie niż kobieta cierpiąca wskutek zaburzeń postaborcyjnych” – powiedziała prof. Maria Ryś na konferencji w Sejmie 4 lutego 2014 r., zatytułowanej „Ratyfikacja Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej – następstwa dla jednostki, społeczeństwa i państwa”.
Konwencja wśród swoich priorytetów wymienia m.in. prawa reprodukcyjne i seksualne, zapewnienie legalnej aborcji, a także wprowadzenie edukacji seksualnej w szkołach – zuaważyła prof. Ryś, która jest psycholologiem i wykładowcą na UKSW.
Zaznaczyła, że nie da się zrozumieć zjawiska gender bez poznania Margaret Sanger, feministki, marksistki, propagatorki aborcji i antykoncepcji. Pojęcie „gender”, które występuje w dokumentach unijnych, stało się bardzo pojemne. „Nie ma jednoznacznej definicji gender. Warto się zastanowić dlaczego?” – zauważyła prof. Ryś. Brak takiej definicji, utrudnia bowiem wszelkie analizy.
Naukowiec podkreśliła, że od wielu lat przygląda się zjawisku gender – o którym w Polsce zrobiło się ostatnio głośno – z perspektwy tzw. praw aborcyjnych, reprodukcyjnych i edukacji seksualnej dzieci. To zaś oznacza poddanie dziewcząt i chłopców procesowi seksualizacji – „rozbudzania potrzeb, których dziecko nie ma, a które trzeba będzie zaspokoić”.
„Bardzo często słyszymy, że dziecko musi mieć podstawowe wiadomości dotyczące antykoncepcji ponieważ to uchroni je to przed aborcją. To jest najczęściej padający argument. Pamiętam jak wielkie były protesty jak Jan Paweł II mówił, że problem antykoncepcji łączy się z aborcją. W 2014 roku został opublikowany raport amerykański dotyczący ostatnich pięciu lat, kto w Ameryce dokonał aborcji? 99, 2 proc. kobiet które dokonały aborcji stosowały antykoncepcję – powiedziała prof. Ryś, dodając, że motorem permisywnych rozwiązań moralnych są firmy farmaceutyczne i kliniki aborcyjne.
za: fronda.pl