Wielka Brytania jako pierwsze państwo na świecie, zalegalizowała kontrowersyjną metodę in vitro z wykorzystaniem DNA trzech osób – dwóch kobiet i mężczyzny. Dziecko poczęte wskutek tego sztucznego zapłodnienia będzie miało trójkę rodziców.
Brytyjscy deputowani zezwolili na przeprowadzanie zapłodnienia „in vitro” z zamianą mitochondriów, czyli wykonywanie sztucznego zapłodnienia z udziałem trzech osób. Tym samym W. Brytania stała się pierwszym krajem, w którym zalegalizowano „produkcję” dzieci z użyciem materiału genetycznego trojga rodziców. Technika ma w zamyśle zapobiec dziedziczeniu chorób mitochondrialnych, m.in. pewnych postaci cukrzycy oraz chorób układu nerwowego u dzieci poczętych na drodze zapłodnienia pozaustrojowego.
Ma się to odbywać poprzez zamianę wadliwego matczynego materiału genetycznego obecnego w mitochondriach (organellach komórkowych niezależnych od jądra komórkowego), stanowiącego około 1% DNA komórki jajowej, na „zdrowe” mitochondria dawczyni stąd termin „troje rodziców”. W takiej sytuacji rodzicami dziecka będą „właścicielka” jądra komórkowego, czyli głównej części materiału genetycznego komórki jajowej oraz „właściciel” plemnika, natomiast kobieta oddająca swoje mitochondria będzie uznawana jedynie za dawczynię narządów. Pomysłodawcą tej metody jest profesor Doug Turnbull z Uniwersytetu Newcastle. Choć technika budzi ogromne nadzieje na wyeliminowanie pewnej grupy chorób, to wiąże się ona z nieznanymi dotychczas niebezpieczeństwami praktycznymi i negatywną oceną etyczną.
W liście otwartym adresowanym do Ministerstwa Zdrowia Wielkiej Brytanii 45 europosłów, wśród nich Francuz José Bové, wyraziło poważny niepokój w związku z legalizacją tej kontrowersyjnej metody. Francuski eurodeputowany napisał na swojej stronie internetowej, że nie zgadza się na poddanie społeczeństw europejskich dyktatowi „czarnoksiężników”. Wyjaśnia, że ta decyzja podjęta w Wielkiej Brytanii pozostaje w sprzeczności z prawem europejskim, w szczególności narusza dyrektywę o badaniach klinicznych z 2001 roku. José Bové stawia podstawowe pytania o to, czy człowiek musi wdrażać w życie wszystkie technologie, które jest w stanie opracować? „Ewolucja terapii genetycznych i manipulacji transgenicznych jest zbyt szybka. Stały się one przez to niekontrolowane, wręcz niemożliwe do kontrolowania. Do tej pory główne wysiłki genetyków były ukierunkowane na manipulacje genetyczne roślin, następnie zwierząt. Dziś, jak należało się tego spodziewać, to człowiek stał się najbardziej pożądanym obiektem tych działań”.
Dr Miguel Jean, lekarz pracujący w Centrum Uniwersyteckim w Nantes, jest zaniepokojony zalegalizowaniem tej techniki. Zauważa, że jest ona całkowicie eksperymentalna i nie będziemy mieli żadnych możliwości cofnięcia jej rezultatów. Dodaje: „nie mamy pojęcia, jakie relacje zachodzą między DNA jądrowym, a DNA mitochondrialnym. Jeśli to drugie będzie zamieniane na „zdrowe”, następstwa są nie do przewidzenia. Nie będziemy mieli możliwości odwrócenia wpływu tych zmian na rozwój dzieci urodzonych dzięki tej metodzie”.
Obawy wyrażają m.in. przedstawiciele kościołów anglikańskiego oraz katolickiego, według których metoda ta nie jest ani etyczna, ani bezpieczna i w dodatku wiąże się z niszczeniem embrionów.
Rodzi się także pytanie, czy praktyka „potrójnego rodzicielstwa” to jeszcze terapia, czy raczej manipulacja na ludzkim gatunku? Bioetyk ks. dr hab. Andrzej Muszala odpowiada: „wydaje się raczej, że to drugie. Dlatego byłbym bardzo ostrożny w tak daleko posuniętej ingerencji w ludzki genotyp”.
Dla filozofa Pierre Le Coz, dawnego członka francuskiego Narodowego Komitetu Etyki (CCNE), w momencie gdy dziecko nie poczyna się jako owoc połączenia dwóch, lecz trzech materiałów DNA, dochodzi do „naruszenia sanktuarium ludzkiego genomu. To silne symboliczne rozdarcie, ponieważ stanowi ingerencję w dziedzictwo genetyczne mającego się urodzić dziecka”.
Joanna Banasik
Źródło: Newsletter Bioetyczny nr 10