Wirus Zika, który wśród zakażonych daje objawy podobne do grypy, stał się nową bronią w rękach aborcjonistów.
Wirus Zika znany jest od lat 40 XX wieku. Pojedyncze przypadki zachorowań wśród ludzi notowano między innymi w Ugandzie i innych krajach afrykańskich, potem pojawiał się w Azji oraz na wyspach Pacyfiku. Stamtąd trafił do Ameryki Południowej. Dzisiaj jesteśmy świadkami rozprzestrzeniania się tego wirusa w Brazylii.
Wirus przenoszony przez komary Aedes ma zwykle łagodny przebieg i trwa nie dłużej niż tydzień. Po ugryzieniu przez komara najczęściej rośnie temperatura i pojawia się swędząca wysypka. Pacjenci skarżą się na zapalenie spojówek, ból mięśni i stawów oraz ogólne rozbicie. Choroba mija po tygodniu nie pozostawiając żadnych poważnych konsekwencji. Objawy nie muszą wystąpić u każdego, WHO szacuje, że symptomy gorączki Zika wykazuje jedna na cztery zainfekowane osoby. Do dnia dzisiejszego nie zanotowano przypadków śmiertelnych.
Jednak światową opinię publiczną najbardziej zaniepokoiło stwierdzenie, że wirus jest groźny dla kobiet w ciąży. Zakażenie wirusem Zika jest wiązane z wystąpieniem u płodu ludzkiego małogłowia, czyli wady wrodzonej charakteryzującej się nienaturalnie małymi wymiarami czaszki i niedorozwojem mózgu. W 2015 roku liczba takich dzieci zwiększyła się w Brazylii dziesięciokrotnie. Wbrew jednak opiniom nie ma dowodów na to, że przyczyną jest właśnie wirus Zika. To jedynie przypuszczenie, wprawdzie możliwe, ale wcale nie dowiedzione naukowo. Aktualnie trwają badania nad 3448 przypadkami.
Wiele kobiet w ciąży w krajach dotkniętych epidemią wirusa Zika jest głęboko zaniepokojonych. Sytuację tę wykorzystały środowiska proaborcyjne, które usiłują wprowadzić w Brazylii normy liberalne odnoszące się do aborcji. Ten alarm wzmacnia z wielką gorliwością grupa brazylijskich prawników i Planned Parent Federation, organizacja znana z zaangażowania w rozpowszechnianie środków kontroli urodzeń, w tym również aborcji.
Gdy nie ma twardych dowodów, a jedynie przypuszczenia na związek między małogłowiem a wirusem Zika, należy jasno powiedzieć, że toczy się wielka walka o zwiększenie liczby zabijanych dzieci. Nie chodzi ani o dobro kobiet, ani o naukę, a o większe zyski klinik aborcyjnych. Zwolenników aborcji nie interesują badania naukowe na temat teratogenności, ani nie są zainteresowani badaniami mającymi na celu wyeliminowanie choroby jaką prowokuje wirus, lub też komara, który ją przenosi.
Według oficjalnego stanowiska WHO z dniu 5 lutego 2016 roku, związek przyczynowy pomiędzy wirusem Zika a małogłowiem jest „mocno podejrzany, ale jeszcze nie udowodniony naukowo”.
Brazylijscy biskupi skierowali do społeczeństwa specjalną notę, w której apelują, że rozprzestrzenianie się wirusa Zika służy niektórym grupom, aby domagać się przeprowadzanie aborcji. Ta sytuacja jednak nie usprawiedliwia liberalizacji aborcji. Przypadków rodzenia się dzieci z mikrocefalią nie można używać jako argumentu uzasadniającego zabijanie nienarodzonych dzieci. „Niestety pewne grupy organizują się, aby skierować tę kwestię do Sądu Najwyższego, całkowicie lekceważąc dar życia” – napisali biskupi.
Nawet gdyby jednak badania naukowe dowiodły, że istnieje powiązanie wirusa Zika z przypadkami małogłowia to i tak nie oznaczałoby, że mogą istnieć wskazania do zabijania dzieci dotkniętym takim schorzeniem, bo każdej osobie przysługuje fundamentalne prawo do życia.
JB
Źródło: radiovaticana.pl, fronda.pl